Napięcia w ciele ograniczają pełną swobodę ruchu oraz mogą powodować ból. W takich sytuacjach pomocne mogą okazać się nawet najprostsze asany, które pomogą przywrócić pełną swobodę ruchu. Wcale nie trzeba umieć zakładać nogi na głowę czy robić pełnego lotosu, aby móc śmiało stwierdzić, że praktykujesz jogę. Jak
odczytać sygnały, które wysyła Ci twoje ciało? Jak praktykować jogę z szacunkiem do swojego ciała?
Do dzisiejszej rozmowy zaprosiłam Gosię Kobus, specjalistką od asan oraz fizyczności w jodze, która uczy jak pracować z ciałem, aby mu nie zaszkodzić.
W tym odcinku dowiesz się:
- o fizycznym aspekcie jogi;
- jak wykonywać praktykę w zgodzie ze swoim ciałem;
- jak sprawdzić, która asana jest dla nas odpowiednia;
- jakie pozycje w jodze są Ci potrzebne.
Zapraszam Cię do wysłuchania podcastu, jeśli chcesz dowiedzieć się więcej na temat prawidłowej praktyki jogi.
Instagram Gosi: https://www.instagram.com/anatomiajogi/
Youtube Gosi: https://www.youtube.com/c/AnatomiaJogi
Transkrypcja podcastu:
Aga: Do dzisiejszego podcastu zaprosiłam Gosię z Anatomii Jogi. Bardzo się cieszę, Gosiu, że zgodziłaś się przyjąć zaproszenie i opowiesz nam troszeczkę z takiego anatomicznego czy fizycznego punktu widzenia o praktyce jogi.
Asany w jodze kundalini
W jodze kundalini bardzo często mówimy o emocjach, o energii – o takich rzeczach, które są niedotykalne, nienamacalne. I wspomniałam też wcześniej kiedyś, że brakuje nam troszeczkę tej fizyczności, czyli na przykład, kiedy wykonujemy pozycje, kiedy wykonujemy asany, to czasami nie do końca wiemy, czy te asany są prawidłowo wykonane, czy nie, pod takim właśnie kątem anatomicznym, bo bardziej jakby skupiamy się na energii. I dlatego też cieszę się właśnie, że, Gosiu, dzisiaj nam opowiesz, troszeczkę nam dasz wskazówek, bo wtedy ta praktyka będzie pełniejsza.
Bo tak jak chyba rozmawiałyśmy też wcześniej (bo nagrałam też podcast z Gosią na jej kanał i też mamy wspólny live, także już o tym rozmawiałyśmy dużo), że tak czasami rozdziela się to za mocno, że niektóre formy jogi są bardziej jakby skupione na fizyczności, a inne są bardziej na takich medytacjach, spirytualności. Natomiast tak naprawdę doszłyśmy do wniosku, że to wszystko powinno mieć balans, równowagę, w każdej formie praktyki, nie tylko jogi. Wszędzie jest pomieszana właśnie ta fizyczność i nasza energia, spirytualność, duchowość, prawda? Jak ty to widzisz?
Gosia: Właśnie wspominałyśmy i myślę, że warto w ramach tego podcastu wprowadzić wszystkich naszych słuchaczy, że często jest tak, że myślimy, że asany to jest jakby niższy szczebel jogi. Ale też z jakiegoś powodu on powstał i o ile właśnie kiedyś asana miała być po prostu pozycją do medytacji i miała być stabilna i wygodna, to żyjemy aktualnie w takich czasach, że tych asan jest coraz więcej i też z jakiegoś powodu one są. Oczywiście można powiedzieć, że jest po prostu aktualnie moda na jogę i powstał kult właściwie ciała, i te asany jakby stanowią core rozwoju jogi na całym świecie, ale może być tak, że po prostu poprzez te asany joga w ogóle trafi do ludzi i te asany też może są potrzebne do tego, żeby rozwijać ciało w taki sposób, żeby móc rzeczywiście usiąść w komfortowej pozycji w czasie medytacji.
Kiedyś byliśmy zdecydowanie częściej w ruchu. Przemieszczaliśmy się na nogach, nie mieliśmy zajęć, które polegały na oglądaniu Netflixa przez wiele godzin, gdzie nasze ciało było unieruchomione. Również ten pęd i stres czasów obecnych powoduje, że wszystkie te emocje zamykają się w naszym ciele i tak naprawdę, kiedy przychodzimy do pracy w asanach, to pracujemy nie tylko z ciałem, ale też pracujemy z emocjami, które w naszym ciele się skumulowały – tak jakbyśmy chcieli zrzucić najpierw balast tego życia codziennego, tych napięć, które uniemożliwiają nam swobodną pozycję medytacyjną. Więc te asany też są trudne i do czegoś potrzebne.
I nie możemy też do końca o nich mówić, że ta joga fizyczna to jest taki niższy szczebel, bo to wszystko jest całością i z pewnością każda z form jogi i rozwoju ma swój cel. I może być tak, że właśnie ludzie Zachodu na początku muszą trafić właśnie na te asany fizyczne.
Aga: Mi się wydaje, Gosiu, też, że również na Wschodzie. To nie było nigdy też tak, że osoby po prostu siadały do medytacji i medytowały. Z tego, co wiem, to też była kultywowana praktyka asan, czyli były te podstawowe asany.
Do czego potrzebne są asany?
Gosia: Tak, ale tych asan było mniej, zdecydowanie mniej. Mam wrażenie, że teraz powstają wręcz jakieś hybrydy, połączenia asan, i nie do końca jestem przekonana czy to wszystko jest potrzebne. No bo jak spojrzymy sobie, z takiego biomechanicznego punktu widzenia, no to każdy staw ma swoją ruchomość, swobodę ruchu, typu zgięcie, wyprost, rotacja zewnętrzna, wewnętrzna, przywodzenie, odwodzenie. No i chodzi o to, żeby nasze ciało po prostu miało możliwość wykonywania tego zakresu ruchu. Jeżeli mamy jakieś napięcia w ciele, to napięcia te ograniczają nam pełną swobodę ruchu, więc asany miały nam utrzymać tę pełną swobodę ruchu w naszych stawach albo ją przywrócić po pewnego rodzaju napięciach, a możemy to uzyskać poprzez wykonywanie naprawdę najprostszych asan i wcale nie musimy zakładać nogi za głowę czy założyć pełnego lotosu, żeby poczuć się gotowym do medytacji. Chodzi tylko o pełny zakres ruchu w stawach i o swobodę w ciele, dzięki której będziemy mogli usiąść komfortowo i nie będziemy rozpraszać się tym, że właśnie wybucha nam kolano z powodu tego, że wcisnęliśmy nogę w takiej, a nie innej pozycji, a nasze biodro nie jest na to gotowe.
Aga: Dokładnie. To jest bardzo ciekawe, co powiedziałaś. Na pewno wiele osób, które teraz nas słucha, ma taką troszeczkę ulgę: aha, okej, to wcale nie muszę. Bo widzimy na okładkach różnych magazynów joginów, którzy właśnie robią takie rzeczy i nam się wydaje, że tak trzeba. I też często spotykam osoby, które mówią na początku: nie, ale ja to jeszcze nie, wiesz, ja dopiero jestem początkująca, jeszcze nawet nie siedzę poprawnie, także ja nie jestem joginką. Ja mówię, że jesteś joginką. W tym momencie, kiedy zdecydowałaś się praktykować jogę, już jesteś joginką. To wcale nie jest uwarunkowane tym, że wykonujesz jakąś pozycję albo nie.
Jak znaleźć asany odpowiednie dla siebie?
Czy ty znasz, Gosiu, może takie podstawowe pozycje jogi, które byś poradziła? Od razu tak może przeskoczyłam mocno z jednego do drugiego, ale chodzi mi o listę takich podstawowych pozycji. Bo w jodze kundalini my praktykujemy bardzo dużo medytacji, dużo takich ćwiczeń energetycznych. Czyli nie skupiamy się właśnie na tej praktyce asan. I ja pamiętam, bo ja sobie tutaj jako wierna ashtanga joginka, też często sobie praktykuję moją zmodyfikowaną (bo sobie ją zmodyfikowałam troszeczkę) ashtangę – właśnie po to, aby jakby utrzymać moje ciało w elastyczności. I tak jakoś intuicyjnie dobieram, które asany mi są potrzebne, a które wcale nie, z ashtangi. Też niektóre pozycje z innych form jogi po prostu sobie bardziej badałam jakby pod moje ciało, które mam przygotować później do praktyki jogi kundalini. Ale często moi uczniowie pytają się o to: Aga, co tu zrobić? Jakie pozycje byś poradziła? Też pytają, czy mogę to zrobić, skoro praktykuję jogi kundalini? Więc mówię: oczywiście, że tak, to jest taka nasza forma. Czy ty byś nam podpowiedziała, tak jeszcze na początku, od razu jakieś kilka takich pozycji, które będą dobre?
Gosia: Jasne. Wyjdźmy z założenia, że są osoby, które mają dużą świadomość swojego ciała i wydaje mi się, że mogą wykonywać to wręcz intuicyjnie, które asany będą dla tych osób najlepsze. Ale są też osoby, które zaczynają i potrzebują tego, żeby im powiedzieć, jakie asany będą okej. To jest trochę na takiej zasadzie aplikowania asany w nasze ciało. Sprawdzamy, co nam służy, co nam nie służy. Nie służy, to znaczy czujemy się po tej asanie bardzo źle: rozdrażnieni, mamy kołatanie serca, problemy z dusznością albo najzwyczajniej w świecie – w ruchu. Uszkadzamy się, czyli powodujemy mikrouszkodzenia i potem ciało nas boli. No to tego typu asan w ogóle unikajmy – nie ma się co katować.
Szukajmy, sprawdzając asany, które ktoś nam poleca, czy po prostu dobrze na nie reagujemy. Czy mimo tego, że na początku trochę nas ciągnie, trochę nas boli – bo jednak jest to przejście przez tę barierę fizyczną, i te napięcia na początku nie są komfortowe.
Najpierw odniosę się do osób, które potrzebują takiej konkretnej wskazówki. Myślę, że trzeba by było spojrzeć na nasze ciało z takich różnych kątów. I to już jest taka anatomia, takie podstawy i płaszczyzny. Najpierw możemy podzielić ciało na płaszczyznę czołową na przykład. Oczywiście tu nie ma kolejności, która z płaszczyzn jest ważniejsza – są po prostu różne.
Płaszczyzna czołowa to jest tak, jakby coś nam przecięło (brzmi to strasznie creepy) czoło na pół, czyli tak, jakbyśmy zostali przecięci od ucha do ucha, w tej płaszczyźnie. Teraz wyobraźmy sobie, że ta płaszczyzna to jest ściana i my się możemy przesuwać tylko po tej płaszczyźnie. Czyli będziemy wykonywać wygięcia boczne: w prawo, w lewo. No i od razu sobie myślimy: okej, to jakie pozycje, jakie asany jogi wymagają bocznego rozciągnięcia ciała. No jakie? Trikonasany, utthita parsvakonasany – czyli te wszystkie asany, w których mamy ten aspekt wyciągnięcia boku ciała. Parighasana, czyli pozycja bramy. Tych asan jest tak naprawdę sporo. Możecie sobie na przykład zerknąć w jakąkolwiek książkę jogową poświęconą właśnie fizyczności, hatha jodze, i tam znajdziecie sporo pozycji, które po prostu wyciągają boki ciała. Sprawdźcie, które z tych asan Wam odpowiadają. Dobierzcie sobie zestaw trzech asan i po prostu je praktykujcie.
Dobra mamy płaszczyznę czołową. To teraz strzałkowa. Strzałkowa to jest taka, jak lecą na nas strzały i przecina nas na pół, ale tak jakby od nosa do potylicy. No i wtedy będziemy się poruszać w tej płaszczyźnie przód-tył. Powitanie słońca jest genialne, bo tam mamy cały czas praktycznie tę płaszczyznę strzałkową, czyli rozciągamy przód i tył ciała, i wydaje mi się, że gdybyśmy chcieli tak komplementarnie sobie ułożyć tę praktykę, to możemy zacząć od powitania słońca, od tej płaszczyzny właśnie strzałkowej, potem możemy przejść do wygięć bocznych i już właściwie bym nawet nie robiła żadnych dodatkowych asan po powitaniu słońca, jeżeli chodzi o tę płaszczyznę, bo mamy tych asan sporo.
Potem jest poprzeczna, czyli tak, jakby nas przecięło na pół, no i tam będzie więcej rotacji, więc możemy po prostu sobie dodać też skręty. I nie chodzi o to, żeby ta praktyka trwała dwie godziny. Tylko chodzi o to, żeby poruszyła energetycznie całe nasze ciało. Więc wystarczy, że wykonamy powitania słońca, dodamy parę asan wyciągających boki ciała, wykonamy skręty.
Do tego dodałabym jeszcze jakąś pozycję odwróconą, dlatego że to są świetne regeneracyjne asany. Oczywiście kobiety w ciąży nie wykonują pozycji odwróconych. Pozycja odwrócona to taka, kiedy nasza miednica jest powyżej poziomu serca. I tu zawsze mam taką zagwozdkę, bo ciągle nie wiadomo, jak tu zakwalifikować tego psa z głową w dole. Bo teoretycznie jest to nasza taka asana bazowa, no ale ta miednica jest powyżej poziomu serca, więc dobierzcie to według własnego uznania. Wydaje mi się, że dla takich osób, które zaczynają praktykę jogi i potrzebują trochę fizyczności w tej swojej jodze kundalini, no to właśnie powitanie słońca, trochę wygięć bocznych, trochę skrętów.
I jeżeli taka praktyka będzie trwała pół godziny, to uważam, że to będzie super. Wcale nie liczy się ilość, tylko jakość, czyli próba jak najlepszego wejścia w asanę poprzez zaangażowanie całego ciała. Bo jeżeli jesteśmy w stanie z naszego ośrodkowego układu nerwowego, czyli z naszego mózgu, dać informację do tego obwodowego układu, czyli do tych wszystkich splotów nerwowych, jak mamy się ustawić w pozycji, czyli że jesteśmy w stanie kontrolować nasze ciało poprzez umysł, to jest to pewnego rodzaju samodyscyplina i później, w procesie medytacji, również jesteśmy w stanie kontrolować, tak pokierować naszą medytacją, żeby ten umysł nami aż tak nie rządził, żeby ten małpi umysł nam tam nie skakał. Więc wydaje mi się, że właśnie to jest przykład na to, że te asany jednak są potrzebne, ta fizyczność. My się po prostu uczymy samokontroli, a najłatwiej jest wykonać samokontrolę naszego umysłu, ciała, po prostu.
A teraz osoby, które już praktykują dłużej. Myślę, że to są osoby, które mają większą świadomość swojego ciała. Ja tak czasem mam – wstaję rano i myślę sobie: dzisiaj będę robiła to, to i tamto. Zaczynam pierwsze powitania słońca i już czuję, że mi się ten cały mindset zmienia, jest klik. Nie, jednak będę robiła co innego, bo czuję, że poprzedni dzień został w moim ciele, te napięcia, które były. Albo czuję, że dzisiaj na przykład mam większy problem z wygięciami do tyłu, albo gorzej mi wychodzi ten skręt. Intuicyjnie czuję, co mi jest potrzebne.
Ogólnie uważam, że to, jak odczuwamy nasze ciało, jest tak naprawdę takim drogowskazem, jak funkcjonuje nasze ciało pod względem energetycznym. Jeżeli mamy pewnego rodzaju zaburzenia w naszym ciele, to są to też zaburzenia przepływu energii. Więc ciężko potem (to jest oczywiście moje zdanie) pracować nad skupieniem na poszczególnych czakrach, jeżeli wiem, że w danym rejonie fizycznie po prostu czuję, że jest jeszcze jakieś zaburzenie, bo ono mi blokuje odczuwanie energii. A jednak energia jest czymś zdecydowanie subtelniejszym niż odczucie z rozciąganego mięśnia czy przemęczonego mięśnia.
Aga: Super, dziękuję Ci za takie wyjaśnienie. To też mi tak ulżyło troszeczkę, bo powiem Ci szczerze, że właśnie od czasów, kiedy już nie praktykuję ashtanga jogi, kiedy ta praktyka trwała dwie godziny, to teraz też czasami tak 40 minut, pół godziny i czuję, że jestem gotowa właśnie do medytacji, czyli wszystko jest intuicyjnie, według Twoich wskazówek.
A powiedz mi, co z pozycjami na przykład otwierającymi biodra albo pozycjami siedzącymi. Czy one są potrzebne?
Gosia: Mam wrażenie, że w ogóle asany możemy dobierać w taki sposób, żeby przeciwdziałać niekorzystnemu działaniu tego, co robimy i co sobie fundujemy, co fundujemy naszemu ciału w ciągu dnia. Znaleźliśmy się w takich, a nie innych czasach, że po prostu dużo siedzimy, że jednak to nasze ciało jest unieruchomione czy to na krześle (co jest zresztą zabójstwem dla naszego kręgosłupa, bo kręgosłup został stworzony w taki sposób, że najlepiej funkcjonuje właśnie w czasie przemieszczania się, chodu, ruchu). Zresztą spróbujcie unieruchomić kręgosłup na pięć minut, bo ktoś każe Wam siedzieć prosto. Poczujecie, jakie to jest niekomfortowe, po prostu ten przepływ energii.
I zobacz – znowu mówię o energii, a to jakby dzieje się samo. Ten przepływ energii w okolicy kręgosłupa, tam, gdzie przecież mamy i nasz główny kanał energetyczny – Ida i Pingala, cały przepływ energii poprzez kręgosłup, żeby był przepływ, to musi być jakiś flow, jakiś ruch, więc to, co my niestety sobie fundujemy, to jest zamrożenie i brak tego przepływu energii.
Więc jeżeli wiemy, że w naszym codziennym funkcjonowaniu jest za dużo siedzenia albo mamy za dużo stania, nasze nogi są ociężałe, bolące, to dobierajmy tak asany, żeby przeciwdziałać temu, co fundujemy naszemu ciału.
Więc tutaj na przykład praca z biodrami będzie praktycznie core naszej praktyki, jeżeli mamy problem, aby usiąść w komfortowy sposób do medytacji. Jeżeli siadamy i czujemy, że nasze kolana nie opadają na dół, że czujemy już zwiększające się napięcie w obrębie pachwin, kręgosłupa – to znaczy, że musimy poświęcić troszeczkę uważności, czułości naszemu ciału fizycznemu, żeby nie dawało ono jako pierwsze znać w momencie, kiedy próbujemy zapanować nad naszym umysłem w trakcie medytacji.
Jak emocje manifestują się w ciele?
Aga: No właśnie, tutaj tak naprawdę główny cel tego dzisiejszego spotkania chciałam skierować też na to, jak nasze ciało odczuwa, co odczuwa fizycznie. Bo tak jak powiedziałam na początku, w jodze kundalini mówimy bardzo dużo o emocjach, o energii. Chciałabym, żebyś nam troszeczkę powiedziała właśnie ze względu takiego fizycznego. Jak to widzisz – jakbyś tak przeszła przez całe ciało? Różne emocje jak działają na różne części naszego ciała?
Gosia: Ogólnie kiedyś przeczytałam taką informację, że emocja to uczucie, które pojawia się najpierw w naszym ciele, a potem jest interpretowane poprzez umysł i nazywane. Dlatego, kiedy na przykład mówimy o motylach w brzuchu, to zwróćcie uwagę, że najpierw opisujemy naszą fizyczność. Poczuliśmy coś w rejonie brzucha, ale już po usłyszeniu tego typu właśnie stwierdzenia wiemy: oho, ktoś się zakochał, czyli mówimy o emocji.
I zobacz, że większość stanów, które przeżywamy, najpierw ma doświadczenie w ciele, a potem jest to interpretowane jako emocja. Na przykład ktoś poczuł ucisk w gardle. I też wiemy, że jest to moment takiego zamarcia, strachu. Tak samo jak uścisk serca, uścisk w okolicy serca.
Aga: Ja mam często takie uczucie, że na przykład nagle się zasmucę, coś mnie rozczaruje i wiesz, gdzie czuję? Ucisk w mięśniach dna miednicy. Ja po prostu czuję, jakby tam coś się zaciskało, tak jak moja pierwsza czakra pewnie. I zawsze się zastanawiałam, skąd to się bierze. Wiem, skąd to się bierze, ale tak sobie myślę, że to, co tam się dzieje, to ja czuję fizycznie, że tam jest taki ucisk w mięśniach dna miednicy.
Gosia: Odczuwanie emocji w naszym ciele jest dość indywidualne. Pamiętam, jak kiedyś zapytałam mojego osteopaty, do którego chodzę regularnie, czy znajdę taką książkę, w której ktoś mi powie, w którym miejscu jakie emocje się kumulują, bo bardzo mnie to interesowało już parę lat temu. I on mi powiedział: no wiesz, znajdziesz tego typu książki, ale każdy z nas troszeczkę inaczej te emocje zatrzymuje. Więc w tamtym momencie przestałam patrzeć tak zero-jedynkowo na te emocje, bo czytałam, że smutek, żal, rozczarowanie – to rejon bioder. Złość to tyły nóg. I można by było tego jeszcze więcej w ten sposób opisywać. Ja bym chciała wyjść troszeczkę ze schematu określania, że dana emocja zawsze zachowa się, zatrzyma się w danym punkcie w ciele. Dlatego że – zwróć uwagę – każdy z nas będzie w inny sposób przeżywał to, co się dzieje. I na przykład powiedziałaś, że smutek jest dla Ciebie odczuwany w mięśniach dna miednicy. A dla mnie smutek jest takim ogromnym dyskomfortem na poziomie splotu słonecznego. Więc każdy z nas będzie gdzieś inaczej to interpretował.
Jeżeli miałabym znaleźć takie punkty w ciele, które wyjątkowo zbierają emocje różnego rodzaju, to jest tego trochę. I oczywiście to wymienię, nie chcę tutaj jakby teoretyzować. Tylko to, nad czym chciałabym się skupić, to są te emocje, z którymi się spotykamy teraz, na co dzień. Czyli strach, poczucie zagrożenia, które gdzieś tam pojawiło się w czasie pandemii. Tych emocji było bardzo dużo. Pamiętam, że w czasie pandemii brałam udział w wielu szkoleniach organizowanych przez Gabinet Systema, zresztą przez osteopatów, do których chodzę we Wrocławiu. I pamiętam, jak oni powiedzieli, że po pandemii będziemy mieli ręce pełne roboty, dlatego że te emocje, które były związane z napędzaniem strachu, niepewności, braku stabilności, zwłaszcza w ogóle czakra podstawy – to, nad czym bazowaliśmy, pracowaliśmy tyle czasu od naszego urodzenia, nagle zatrzęsło się w posadach, no i mamy problem.
No i te emocje, o których chciałam teraz powiedzieć, czyli strach, niepewność, złość – bo też możemy się złościć na to, co się stało, taki brak pogodzenia, stres. Są pewne punkty w ciele, które lubią to zbierać.
Emocje a dno miednicy i odcinek krzyżowo-lędźwiowy kręgosłupa
I pierwszym, idąc od dołu, jest właśnie dno miednicy. I doskonale pamiętam, jak byłam na jednej z wizyt u fizjoterapeutki uroginekologicznej, Oli Chomińskiej, którą zresztą Wam bardzo polecam. Przyszłam do niej z naprawdę mega napiętym dnem miednicy. I to było takie napięcie, które rzutowało już w tamtej chwili na mój kręgosłup lędźwiowy. Ja właściwie miałam problem z kręgosłupem lędźwiowym, on mnie bolał, ale okazało się, że to napięcie jest w dnie miednicy – tak duże, że rzutuje właśnie bólem w rejonie stawów krzyżowo-biodrowych i kręgosłupa lędźwiowego. Wtedy Ola mi powiedziała bardzo ważną rzecz: „Gosia, tak bardzo zwraca się uwagę na ten trapezius, czyli ten mięsień czworoboczny”. Jak przypomnicie sobie film z Hollywood i ktoś przychodzi do domu i mówi: o, żono, mężu, jestem dzisiaj taka zmęczona, to mnie tam pomasuj – to wszyscy kładą ręce na trapeziusie, czyli na barkach, ramionach, i robią taki masażyk. To jest właśnie ten rejon. Więc dużo osób kojarzy właśnie ten mięsień z takim mięśniem zbierającym stres. Ale okazuje się, że u kobiet to będzie właśnie dno miednicy.
I zobaczcie, jak dużo jest połączeń na wyciągnięcie ręki. Jeżeli mamy kobietę, która jest wyjątkowo zestresowana albo jest pod bardzo dużą presją, często zdarza się tak, że ma problemy z zejściem w ciążę. To dno miednicy po prostu nie jest gotowe na przyjęcie nowego małego człowieka do swojego łona, bo tam jest jedna wielka masakra, więc to napięcie daje o sobie znać. I tego typu napięcie, początkowo niezauważalne, może mieć bardzo duży wpływ również na naszą psychikę, dlatego że od razu odechciewa nam się życia seksualnego, bo nagle się okazuje, że coś nas boli, że to nie sprawia nam przyjemności, więc też się oddalamy od partnera, zamykamy się – no to też nie jest dobre. I ten stres, który się kumuluje, i brak bliskości – to jest kolejna warstwa. I trzeba te warstwy ściągać, ściągać – aż dojdziemy do tego, co spowodowało, że to miejsce jest tak bolesne. Więc właśnie w rejonie dna miednicy u kobiet jest zdecydowanie bardzo dużo napięć.
Są też osoby, które zbierają ogromną ilość napięć w obrębie odcinka lędźwiowego. W sytuacjach, które powodują, że jesteśmy niestabilni, nie czujemy się pewnie w danych relacjach, życie nas przytłacza – to często zdarza się tak, że właśnie rejon odcinka lędźwiowego dość mocno daje nam popalić.
Emocje a klatka piersiowa
Kolejnym rejonem, który jest naprawdę newralgiczny, jest rejon klatki piersiowej i rejon ramion. I my, nagrywając podcast u mnie, rozmawiałyśmy chwilkę o klatce piersiowej. I tu chciałabym się w sumie zatrzymać, dlatego że wspominałam wtedy o tym, że klatka piersiowa to jest takie nasze centrum emocjonalności. Centrum, poprzez które pokazujemy, że jesteśmy otwarci na kontakty z innymi ludźmi i ten świat, w którym aktualnie żyjemy. Zwróćcie uwagę, że nasze kontakty stały się bardzo powierzchowne. To znaczy, spotykamy się poprzez Zooma, rozmawiamy na Messengerze, nagrywamy sobie wiadomość głosową, zamiast porozmawiać, nie mamy czasu na spotkanie się z bliskimi. Wcześniej, kiedy było spotkanie z bliskimi, był też ten kontakt fizyczny, była ta wymiana energetyczna pomiędzy osobami. Teraz tworzymy wokół siebie takie malutkie komóreczki. I tą komóreczką może być nasz pokój, w którym się zamykamy i komunikujemy się z całą resztą świata, ale jednak jesteśmy w pewnego rodzaju klatce.
I ja tę analogię odczytuję właśnie w ciele jako takie zamknięcie w rejonie klatki piersiowej i taka pozorna otwartość na innych ludzi, która tak naprawdę nie jest pełną otwartością, dlatego, że jeżeli zamykamy klatkę piersiową za barkami, barki są w protrakcji, czyli wysunięte do przodu, ramiona zrotowane do środka, automatycznie zamyka nam to klatkę piersiową, powoduje takie zaokrąglenie części piersiowej kręgosłupa, i my poprzez swoją postawę absolutnie nie manifestujemy otwarcia na innych ludzi. To jest właściwie postawa, która pokazuje: zostaw mnie raczej w spokoju, nie chcę do ciebie mówić, nie chcę się do ciebie przytulić, prawdopodobnie nie będę chciała ci się zwierzyć. I mam wrażenie, że to jest jedna z przyczyn, dlaczego właściwie ta klatka piersiowa się zamyka i dlaczego ten rejon zbiera tak dużą ilość napięć.
Ale często zdarzają się też takie sytuacje, że spotyka nas coś bardzo trudnego, smutnego. I nie chcemy się z tym dzielić z innymi ludźmi. Coś, co nas przytłacza, coś, co daje nam ciężar na ramiona. Nawet opisywanie tego „ciężar na ramionach” mówi nam, że ktoś ma z czymś problem. I rzeczywiście – barki zaczynają dźwigać ten ciężar. I to widać często, aż ten wdowi garb się taki tworzy.
Więc to jest taką moją obserwacją. Jeżeli ktoś przychodzi do mnie na zajęcia jogi i znam tę osobę, ja mam bardzo dobrą pamięć, jeżeli chodzi o sposób, jak ktoś się porusza, chodzi, mówi, gestykuluje, to ja od razu takie rzeczy zauważam. Czasem jestem na takim etapie, że podejdę i zapytam: hej, czy coś cię trapi, czy z czymś masz problem? Bo zauważyłam to w ciele – i tak dalej. Więc ten rejon klatki piersiowej dla mnie jest taki newralgiczny, bo on mi pokazuje, czy ktoś ma ochotę na kontakt z innymi osobami, czy z czymś się zmaga, więc tam też dopatruję się bardzo dużej ilości napięć.
Emocje a staw skroniowo-żuchwowy
Stawy skroniowo-żuchwowe to taki kolejny punkt w ciele, który zbiera ogromną ilość stresu. Na pewno kojarzysz – i Twoi słuchacze również – bruksizm. To jest taka choroba, w której bardzo mocno mamy zaciśnięte szczęki i tak zgrzytamy sobie zębami. My je po prostu przez noc zjadamy.
I teraz zobacz, znowu mamy powiedzenie: ktoś zjadł na czymś zęby. Czyli co? Czyli prawdopodobnie zmagał się z jakąś trudną sytuacją. Czasem przez to, że nie werbalizujemy i nie nazywamy tych emocji, które mamy w sobie, no to potem w nocy to wychodzi i zgrzytamy zębami i zjadamy te zęby po prostu na jakimś problemie.
Inne miejsca w ciele zbierające napięcia
Więc manifestacja emocji w naszym ciele jest ogromna i właściwie każdy z nas może mieć indywidualny punkt w ciele, który zbiera napięcie. Na przykład niektóre osoby mają napięcie w rejonie pośladka, niektórzy czują, że kłuje ich pomiędzy łopatkami. Każdy z nas ma taki własny, można powiedzieć, wentyl bezpieczeństwa – żeby nie oszaleć z trudnymi emocjami, po prostu ładujemy, zamykamy je w ciele, i ten punkt będzie się odzywał.
I zamiast generalizować, raczej byłabym za tym, żeby słuchać dokładnie swojego ciała i obserwować, które punkty napinają się i być może znaleźć połączenie pomiędzy sytuacją, która to spowodowała.
Ja w ogóle jestem ogromnym zwolennikiem prowadzenia takiego dziennika jogowego, w którym zapisujemy odczucia po praktyce. Jaką zrobiliśmy praktykę, jakie mamy odczucia, co nas bolało – bo na przestrzeni lat jesteśmy w stanie zaobserwować nasz rozwój, ale tak samo punkty w ciele, z którymi pracowaliśmy na poziomie fizycznym, a później dostrzegamy, że tak naprawdę pracowaliśmy z tym na punkcie energetycznym. Więc jeżeli ktoś z Was słucha nas, kto jest na początku swojej drogi jogowej – ale zresztą niezależnie, bo każdy z nas jest w jakiejś drodze – więc polecam Wam bardzo prowadzenie dziennika jogowego.
Joga a biologia totalna
Jeszcze teraz mi tak przyszło do głowy, że jesteście bardzo zainteresowani takimi konkretnymi punktami w ciele, i właściwie jakie napięcia w ciele o czym mówią, to jest taka rewelacyjna książka „Powiedz mi, co Cię boli, powiem Ci, dlaczego. Elementy psychoenergetyki”. Bardzo lubię tę książkę. Co prawda jeszcze całej jej nie przestudiowałam. Właściwie trochę mnie uderza jej taka trochę tendencyjność, że ból kolana prawego to będzie to i to, łokcia to i to, ale znalazłam w tej książce odpowiedzi na bardzo dużą ilość pytań, które mnie gdzieś nurtowały, także też mogę Wam bardzo ją polecić. Autor Michel Odoul.
Aga: Jest też taka teoria jak biologia totalna. Ostatnio coś mi się stało, miałam opuchnięty cały policzek i ząb, i jedna z moich uczennic mi podpowiedziała: Aga, ty poszukaj w jakiejś książce o biologii totalnej. Słyszałaś o tym, o biologii totalnej? Że na przykład jak boli górna piątka, to jest to związane na przykład, nie wiem, teraz strzelam, bo teraz nie pamiętam, ale przypuśćmy z twoją mamą albo z jakimś tam smutkiem, albo z samotnością. Czy tu też podobnie będzie?
Gosia: Chyba nie używał tego stwierdzenia autor tej książki, o której wspominałam, ale to jest dokładnie to, o czym mówisz. Wiesz, ja staram się mieć otwarty umysł i myślę sobie, że wiemy doskonale, że nasz umysł wpływa na nasze ciało i może na zasadzie połączenia meridianów, o których ja jeszcze powiem. Szczerze? Nie wiem tyle, ile bym chciała i my też nie poznaliśmy tego. Może rzeczywiście poprzez psychikę wpływamy na dane meridiany, które są połączone z danymi narządami, punktami w naszym ciele. I może rzeczywiście ta psychika czy właściwie ta aktywność naszego mózgu, jeżeli chodzi o daną emocję, może stymulować dany rejon w ciele.
To, co mnie najbardziej fascynuje, co widzę – i nie tylko widzę, bo mam wykształcenie kierunkowe fizjoterapeutyczne – to to, że to jest tak naprawdę jedno i to samo. Każdy opisuje to poprzez swoją perspektywę i mam wrażenie, że poznając tylko jedno spojrzenie, jesteśmy ubodzy w jakiś sposób, jakby zamykamy się i warto spojrzeć na dany problem z wielu perspektyw, dlatego że daje nam to holistyczny obraz. I ja naprawdę wykonałam kawał pracy nad tym. Ja byłam ukształtowana przez Uniwersytet Medyczny, przez fizjoterapię, gdzie jak miałam jednego z wykładowców, który zajmował się masażem Breussa i w ogóle mówił o emocjach w ciele, no to trochę go mieli za wariata. To takie było trochę „ha, ha, hi, hi”, gdzie tak naprawdę on po prostu miał otwarty umysł i patrzył na człowieka szerzej, a nam wpajano szkiełko i oko: mięsień, skurcz, rozkurcz. I dużo czasu mi zajęło wyjście z tego schematu myślowego. Musiałam przestać się głupio uśmiechać pod nosem, kiedy słyszałam tego typu rzeczy, bo po prostu zaczęłam się na to otwierać.
Też jestem wychowana w takiej rodzinie, gdzie mój tato jest taki bardziej otwarty na różnego rodzaju spojrzenia i on gdzieś tam od dziecka zaszczepił mi to, że nie ma tylko jednej perspektywy widzenia. No ale wydaje mi się, że na pewno nie powinniśmy się ograniczać, więc ta biologia totalna może mieć naprawdę bardzo dużo ciekawych rzeczy do zaoferowania i myślę, że warto to zgłębić po prostu.
Aga: Bo to jest takie spojrzenie holistyczne na nasze ciało. To, czego ja już teraz naprawdę nie akceptuję zupełnie, to kiedy idę z moim synem do lekarza, jak ma bóle głowy, a lekarz nie pyta w ogóle o całą przyczynę, całą sytuację, tylko daje mu krople do nosa, metodą prób i błędów.
Gosia: To jest coś, co mnie strasznie wkurza, powiem Ci szczerze. To jest coś, nad czym ja nie jestem w stanie przejść w sposób obojętny, ale to nie lekarze mnie denerwują. Sorry, ludzie, mnie denerwują ludzie. To znaczy – szukamy prostego rozwiązania. Mamy powiedzmy ten bruksizm, idziemy do stomatologa, bo nagle okazuje się, że pościeraliśmy zęby. I nie zadajemy sobie pytania: co zrobiłem źle. Więc tu znajdujemy taki sposób na leczenie: to, tamto, siamto, a nie szukamy problemu: dlaczego ja przez sen to robię? Co jest tutaj problemem?
Leczenie bólu – leki to nie wszystko
I to jest jeden z przykładów, ale tego jest przecież mnóstwo. Jak ja sobie popatrzę na przykład na zaburzenia w obrębie wątroby, jelit i ładowanie się tymi lekami. W ogóle im bardziej interesuję się osteopatią (śmieję się, że gdybym miała czas, to bym jeszcze poszła na studia osteopatyczne osobno, bo jest to tak fascynująca wiedza), odkąd zaczęłam właśnie się tym interesować i w końcu dostrzegłam, że osteopatia właściwie to nie jest żadne czary-mary, tylko to jest próba tak zastymulowania organizmu, żeby on wrócił do homeostazy, czyli tej równowagi wewnętrznej, samodzielnie. To jest pobudzenie mechanizmów samoleczenia, bo my mamy w sobie ten mechanizm samoleczenia.
I teraz, jeżeli my jesteśmy uważni na zmiany, które się pojawiają w naszym ciele, pójdziemy do specjalisty, który zastymuluje nasz organizm do tego, żeby on rzeczywiście się zaczął sam leczyć, to mamy dużo lepsze efekty terapeutyczne, niż jeżeli idziemy z danym problemem i potrzebujemy tabletki na to.
Tabletka nie załatwi problemu, a co gorsze, bardzo często jest tak, że dany symptom, dany objaw chorobowy, nie będzie manifestował się dokładnie w tym miejscu, w którym mamy problem. Więc, kochani, nie oszukujmy się: każda tabletka jest pewnego rodzaju substancją chemiczną, która została wyprodukowana w warunkach laboratoryjnych po to, żeby zamaskować bardzo często objaw, a nie leczy to źródła tego problemu.
Więc dlatego mówię, że czasem się denerwuję na ludzi, bo szukają łatwych rozwiązań, a na lekarzy się nie denerwuję, dlatego że wiem, że medycyna aktualna jest bardzo potrzebna, bo i mamy możliwość uratowania kogoś z ciężkiego wypadku samochodowego, czy jakiegokolwiek innego wypadku. W ogóle chirurgia jest wspaniała. To, że my teraz tak długo żyjemy, też jest efektem tego. No wiecie, kiedyś jakby ktoś został postrzelony, to by się wykrwawił, tak? A teraz jesteśmy w stanie wyciągnąć kulę, zszyć i odratować człowieka, więc cała chirurgia uważam, jest rewelacyjna, tylko że właśnie niech chirurgia leczy to, co powinna, tak? To, co jest właśnie konieczne.
Uwierzmy w nasz organizm i w możliwość samoleczenia. Tylko trzeba stworzyć naszemu ciału warunki do tego samoleczenia.
Połączenie medycyny tradycyjnej i współczesnej – czy jest możliwe?
Aga: Ja też wierzę w to, mam taką nadzieję cały czas, że ta nowoczesna medycyna połączy się z medycyną starożytną. To naprawdę wtedy będzie idealnie, jeżeli połączymy siły tej nowoczesności: chirurgii, antybiotyku. Ja słyszałam, że w Niemczech to się często stosuje.
Gosia: Tak. W Niemczech te wszystkie bioenergoterapie i inne alternatywne metody są normalnie przepisywane. Joga jest na receptę praktycznie, więc to już jest dobry znak. U nas w Polsce ogólnie od czasów, kiedy ja wyszłam z uczelni medycznej, a to było w 2013 roku, no to już siedem lat, tak mi się wydaje, już jest duża zmiana. W ogóle to jest super, że np. lekarze odsyłają do mnie na jogę osoby, które mają problemy z kręgosłupem, ale także nerwice, zaburzenia, choroby reumatologiczne, więc też już doszukujemy się przyczyn psychicznych i pracy poprzez ciało, więc jest naprawdę lepiej. Ja tutaj w ogóle nie mogę narzekać.
I uważam, że ta świadomość rośnie, więc idzie to w dobrym kierunku. Mam na przykład takich obserwatorów u siebie na kanale – jedną dziewczynę w szczególności pozdrawiam, ona doskonale wie, o kim mówię – jest na studiach medycznych, a jednocześnie kształci się z medycyny chińskiej. Jeśli dobrze pamiętam, to ona zajmuje się sztukami walki, też jogą, więc jakby tutaj ten Wschód gdzieś tam cały czas jest. Ja liczę na to, że będzie coraz więcej młodych lekarzy, młodych osób, które będą patrzyły holistycznie na ciało. Całe szczęście ten trend już jest, więc to jest naprawdę super i może trzeba mieć nadzieję, że to pójdzie w dobrym kierunku i za parę lat naturalne będzie to, że oprócz tabletek są też przepisywane zioła.
Holistyczne leczenie a leki, suplementy i odżywianie
Mój mąż się interesuje ziołolecznictwem, więc gdzieś tam jestem cały czas na bieżąco. Wkurzyło mnie to, jak zaczęły być wprowadzane ograniczenia, jeżeli chodzi o zioła. Nie wiem, czy kojarzysz – nagle mówili, że są złe uprawy albo to, tamto, siamto. A później zabrali możliwość kupowania wszystkich ziół, a potem nagle się okazało, że rynek farmaceutyczny wręcz wybuchł suplementami diety bazującymi na ziołach. Zwróć uwagę: reklamy suplementów diety, jakbyś chciała mnie wkurzyć, doprowadzić do szaleństwa, to włącz mi reklamę suplementów diety przez 24 godziny. Wywiozą mnie do wariatkowa potem, naprawdę. I to jeszcze z palpitacjami serca. Tak mnie wkurzają te suplementy diety, dlatego że one, zwróć uwagę, znowu bazują na symptomach, a nie na przyczynie. A już reklama o dodatkowej porcji boczku… Mam ochotę krzyczeć w aucie. Why? Co się dzieje? Dlaczego w ogóle ludzie tego muszą słuchać? Ja mam ochotę po prostu wyłączyć radio.
Wiesz, czasem mam wrażenie, że my, jogini, to sobie w banieczce żyjemy, takiej naszej bańce medialnej. My wiemy o tym, że są alternatywne, właściwie prastare metody leczenia, że to nie ciało jest tutaj problemem, tylko problemem może być na przykład to, że nieprawidłowo się odżywiamy, nie wysypiamy się. My o tym wiemy – osoby, które się zajmują pracą z ciałem i z emocjami. Ale jest mnóstwo osób, które po prostu słuchają, że mogą sobie wziąć tabletkę i potem wsunąć dodatkowo porcję boczku, i to mnie doprowadza do szału.
Aga: U nas, w Danii, nie ma tego, nie ma tylu reklam medycznych. Ja jestem za każdym razem w szoku, jak przyjeżdżam do Polski. Ja wiem o tym, ale cały czas jakby obuchem w głowę. Jadę samochodem mojej mamy i nagle słyszę reklamę na pohamowanie apetytu, jeżeli ktoś tam chce, nie wiem, stracić na wadze. A za chwilę po tej reklamie jest inny środek, który pobudza ten apetyt, bo coś tam innego.
Ja też uczę, jestem doulą i przygotowuję kobiety do porodów. I tutaj, co najbardziej mnie zdenerwowało, tak jak ty mówisz, to to, że podawane niemowlętom są probiotyki z bakteriami mamy, które są u dzieci urodzonych przy cesarce. Gdzie tutaj, w Danii, w ogóle oni takie oczy by zrobili, gdybym to powiedziała w ogóle, bo przede wszystkim cesarka jest tylko, gdy jest konieczność, tak jak ty mówisz: medycyna wymyśliła cesarkę, ale dla ratowania życia, a nie dlatego, że to jest dla nas wygodniejsze, fanaberia. To jest pierwsze, bo to jest naprawdę, o tym się w ogóle nie mówi, że cesarka jest naprawdę niesamowitą operacją ciała, a to nie jest żaden nawet zabieg, to jest operacja. A nawet jeżeli jest taka cesarka wykonana tutaj, w Danii, to robi się naturalnie, te bakterie matki przekazuje się dziecku, a nie jakimiś suplementami.
Gosia: Tak, to jest norma. I w ogóle to jest niesamowite. Wiesz co, ostatnio właśnie słuchałam podcastu na temat tego, w jaki sposób dzieci, które nie były rodzone partus maturus, czyli siłami natury, jak właśnie przekazuje się szczepy bakterii po prostu po porodzie. I to powinien być standard, dlatego że to, jaką mamy florę bakteryjną, będzie przekładało się praktycznie na całe nasze ciało, także na nasz umysł, więc jest to niesamowicie ważne. Więc rzeczywiście, jak sobie pomyślisz: kurczę, dzieciom od małego, zamiast po prostu pobrać te bakterie od mamy, nawet już do czegoś takiego dochodzi – to ja się martwię o te dzieci i o to, jak one będą funkcjonowały w przyszłości. Czy temat podawania antybiotyku, który pustoszy całkowicie florę bakteryjną.
Aga: Dokładnie. Albo w ogóle to, jak my się odżywiamy. Jedząc mięso, jedząc produkty mleczne, które pochodzą od zwierząt, które są karmione antybiotykami, to nawet chcemy czy nie chcemy, to my te antybiotyki spożywamy. I o tym w ogóle się nie mówi. I to też jest kolejna rzecz, która mnie strasznie irytuje.
Gosia: Coś Ci powiem. To jest takie moje wspomnienie ze studiów. Byłam wtedy chyba na pierwszym roku fizjoterapii i mieliśmy zajęcia z takim profesorem. Myśmy mówili na niego Mamut – przepraszam, profesorze, ale nie wymienię nazwiska, więc nie będzie wiadomo, o kogo chodzi. Profesor Mamut był bardzo leciwy. Dlatego miał ksywę Mamut. I pamiętam, jak u niego pierwszy raz na wykładzie usłyszałam o ginekomastii u mężczyzn, a także zbyt szybkim wzroście piersi u dziewczynek, które jadły za dużo mięsa. Tu chodziło konkretnie o kurczaki, które były faszerowane hormonami wzrostu. I właśnie tutaj ta zależność na ginekomastię, czyli wzrost piersi u mężczyzn, a także zbyt duże piersi u nastolatek. I ja wtedy sobie myślałam: wow, tu się w ogóle coś dzieje? I to też pokazuje, jak czasem potrafimy negować coś, dlatego że mamy niewystarczającą wiedzę w danym temacie.
Aga: Teraz ja też się strasznie irytuję tą sytuacją całą, pandemią. W Danii codziennie są statystyki zachorowań, jak zapobiegać, a nie mówi się w ogóle o tym, ile osób choruje właśnie przez złą dietę, tylko nadal reklamowane są rzeczy, które po prostu zabijają nas. No jak dzieciom reklamowane są różne rzeczy, różne takie suplementy, właśnie że niby to jest coś zdrowego, a to jest zabójcze.
Wpływ natury na nasze zdrowie
Gosia: Myślę, że wiele osób, które nas teraz słucha, może mieć podobne przemyślenia i mam wrażenie, że poprzez mówienie o tym – bo wiesz, my tutaj nie rzucamy talerzami ze złości, tylko mamy tutaj luźną wymianę naszych spostrzeżeń – wydaje mi się, że to może szerzyć po prostu tę wiedzę i w jakiś sposób zachęcać do zmian, do jakiegoś zastanowienia się nad tym, czym ja się żywię? Czym żywię moje dzieci? W jakim środowisku się wychowuję? Bo wiesz, też toksyczne relacje mają bezpośrednie przełożenie na nasze ciało, na to, w jaki sposób się czujemy, jak funkcjonujemy. Nie bez przyczyny wychodzi się do natury, bo natura ma niesamowite właściwości lecznicze, leczące.
Zresztą przypomnijcie sobie jedną toksyczną osobę wokół Was. Bo na pewno się taka trafiła, zawsze jest taki ktoś. Albo środowisko toksyczne, które wręcz podcina Wam skrzydła. Po tym, kiedy posiedzicie sobie przy takiej osobie albo w takim środowisku, to się odechciewa żyć, napięcia w ciele również się manifestują.
Wystarczy pójść do natury i zsynchronizować się z rytmem natury, żeby oczyścić się i wrócić do tych korzeni. Więc to tak à propos wstępu, który miałyśmy, bo to był core naszej rozmowy, czyli nasze napięcia w ciele. Jeżeli macie bardzo dużo napięć w ciele, czujecie się absolutnie rozregulowani – jak taki zegar, który trzeba nakręcić – pójdźcie do natury. Wsłuchajcie się w rytm natury. Obserwujcie rytm natury: wschody i zachody słońca, fazy księżyca, pływy – przypływy i odpływy, śpiew ptaków. Obserwujcie to, co się dzieje w naturze, dlatego że to dostraja Was do Matki Natury i my jesteśmy częścią Matki Natury, my jesteśmy naturą, jesteśmy jednym z jej elementów – niestety strasznie niszczących Matkę Naturę, ale nadal jesteśmy jednym z jej elementów. Więc jeżeli będziecie próbować się dostroić do tej natury, to również Wasze ciało będzie się dostrajało i jest szansa na szybszy powrót do regeneracji i właśnie do tego samoleczenia, o którym wspominałam.
Aga: Dokładnie. To jest tak nowe, tak wszystko interesujące i ciekawe, że byśmy mogły rozmawiać tutaj godzinami, Gosiu, ale tutaj też jeszcze chciałam spuentować na koniec naszą rozmowę, bo zaczęłyśmy od tego właśnie, że te asany są takie ważne. I też wspomniałaś na początku, że jest moda na jogę i właśnie na takie dziwne asany. Ale ja się cieszę z tego, bo właśnie dzięki temu, że jest ta moda na jogę i jest moda nawet na tę fizyczność, ja zauważyłam to, że dużo osób chce praktykować, bo chce zadbać o swoje ciało, ale ja widzę za każdym razem, że potem kieruje to wyżej, tak? Być może, że rozpoczniemy i może nawet, nie wiem, 80% osób rozpocznie dlatego, że chce sobie rozciągnąć ciało, czy pójdzie na jogę, bo właśnie przepisze mu lekarz. Powie: na kręgosłup idź na jogę albo idź na jogę w ciąży na przykład, tak? A potem się okazuje, że te osoby odkrywają coś więcej. Więc ja się bardzo cieszę i jestem zwolenniczką asan, a to, że te asany troszeczkę się rozwijają i jest ich coraz więcej, to pewnie też skutek naszej drugiej czakry, która jest kreatywnością, a my jako ludzie jesteśmy kreatywni i chcemy czegoś więcej, i chcemy cały czas coś rozwijać, więc ewoluujemy. Więc tutaj jakby przymykamy na to oko.
I wracając do tego, co mówiłaś na początku: jeżeli chcemy naprawdę zadbać o ciało, nie musimy przeznaczać dwóch godzin na tę praktykę jogi, tylko właśnie kilka minut dziennie, i poczuć swoje ciało – bo czasami jest tak, że osoba powie, pomyśli, że nie mam czasu na dwie godziny i w ogóle nic nie zrobi – także lepiej mieć tę chwilę, żeby sobie wrócić i wtedy zaobserwujecie też, że nie dość, że Wasze ciało fizyczne się zmienia, ale właśnie emocje i jak zdrowiejemy. Także idziemy w tym kierunku.
Wpływ jogi na zdrowie – podsumowanie
Ale też czasami dostaję pytanie: „Aga, słuchaj, dostałam antybiotyk na to i na przykład nie wiem, coś tam się dzieje, jakieś coś jest mocnego. Czy ty radzisz mi wziąć antybiotyk?”. Po pierwsze, nie jestem lekarzem, więc nie mogę nic poradzić, ani nie jestem osobą, która może na ten temat wydawać jakiekolwiek opinie, ale zawsze mówię też wtedy, trzeba wszystko wziąć po prostu na balans. Czyli są takie momenty, kiedy sięgniemy po tę medycynę nowoczesną, ale cały czas jesteśmy świadomi tego też, co się dzieje w naszym ciele i wtedy to będzie równowaga i balans. Tak myślę.
Gosia: Dokładnie, tak jak mówisz. To była naprawdę fajna rozmowa. Bardzo, bardzo się cieszę, że poruszyłyśmy tyle tematów, o których nie miałam możliwości gdzieś tam porozmawiać wcześniej. I mam nadzieję, że Wam też się dobrze tego słuchało, tak jak nam się tutaj rozmawiało.
Aga: Bardzo ci dziękuję, Gosiu. Naprawdę bardzo ci dziękuję, że przeznaczyłaś swój czas.
Gosia: Ja również.
Aga: Dziękuję wszystkim słuchaczom, którzy wytrwali do tego momentu. Jeżeli Was ten temat interesuje, koniecznie zostawcie nam pytania, jeżeli macie jakiekolwiek pytania czy komentarze. Może powstać jakaś dyskusja, także napiszcie coś, jak to odczuwacie, czy odczuwacie podobnie jak my, a może inaczej. To dla wszystkich jest otwarta przestrzeń.
Dziękuję ci, Gosiu. Powiedz, Gosiu, gdzie, możemy cię znaleźć? Ty masz dość popularny swój kanał Anatomia Jogi, ja zresztą go śledzę cały czas, jestem fanką twojego kanału, ale mogłabyś może przekazać właśnie, gdzie mogą cię znaleźć, co prowadzisz?
Gosia: Moi drodzy, ja to jestem taka kobieta-rakieta, więc ostatnio zastanawiam się, gdzie mnie nie ma. Od niedawna prowadzę swój podcast, bo urodził się w czasie pandemii, więc zapraszam Was do wysłuchania moich pierwszych odcinków podcastu. Myślę, że tam możecie mnie poznać tak bardziej jako mnie – Gosię.
Mnie jako specjalistkę od asan i od fizyczności możecie poznać bardziej na YouTubie. Ten kanał jest już prawie pięć lat, więc jest tam mnóstwo materiałów. Jeżeli praktykujecie zwłaszcza jogę kundalini i jeszcze nie do końca wiecie, jak pracować z ciałem, żeby sobie nie zaszkodzić, to zapraszam Was na mój kanał, bo hasło Bezpieczna Joga to jest takie moje hasło, które ostatnio gdzieś tam przylgnęło wręcz do mnie.
Na moim Instagramie robię akcje miesięczne i na Instagramie zradzam dużo takich tipów, wskazówek szybkich, których nie ma na YouTubie.
Więc właściwie jak będziecie gdzieś tam na każdym z tych mediów mnie odwiedzać, na pewno dowiecie się czegoś nowego i mam nadzieję ciekawego. Będzie mi ogromnie miło Was ugościć. Pamiętajcie, że przestrzenie u mnie są przyjazne i otwarte dla wszystkich, także bardzo serdecznie Was zapraszam.
Aga: Dziękuję bardzo, dziękuję naprawdę jeszcze raz i mam nadzieję – do nagrania następnego podcastu. Mam nadzieję, że spotkamy się i nagramy coś jeszcze w przyszłości.
Gosia: Tak, miałam taki dobry flow z Tobą, że zdecydowanie. Tutaj oficjalna deklaracja.
Aga: Dziękuję jeszcze raz, miłego dnia! I wszystkim słuchaczom życzę miłego dnia i do następnego usłyszenia. Do następnego podcastu. Pa, pa!
Podcast znajdziesz na platformach:
Muzyka użyta w podcaście:
Hansu Jot – Sat Narayan Haree Narayan
0 komentarzy